Gliwickie spotkanie pazylowiczów 2

From Pazylopedia
Jump to: navigation, search

Miejsce: Gliwice
Czas akcji: 26 - 27 czerwca 2010
Uczestnicy: boggie1955 (zwany dalej boggie), kayra_KSL (zwana dalej kayra), kowaliska, kristal50 (zwana dalej kristal), KriegerKK, spros, viburnum.

Jak na GPS przystało, zwyczajowo spotkaliśmy się w Izbie Słowiańskiej "Varvara". Uczestnicy, posiliwszy się tradycyjnymi potrawami słowiańskimi oraz złocistym napojem pszenicznym, przystąpili do typowych czynności "spotkaniowych".

Gps211.jpg

Gps212.jpg

Kowaliska, która po raz kolejny kończyła 18 lat ( i tak tylko na 17 wygląda :) ), stała się szczęśliwą posiadaczką kilku drobiazgów, uwiecznionych na fotkach. Uraczyła nas wspaniałym krakowskim orzechowcem i sernikiem z brzoskwiniami, a następnie wprowadziła nas w tajemny świat cudów kosmetyki. Nikt się nawet nie obejrzał, a już owe cuda "przysposobiła" jedna z uczestniczek :)

Gps213.jpg

Po obowiązkowej wymianie tipów do zagadek, zdecydowaliśmy się na mały rekonesans. Nasze kroki skierowaliśmy najpierw do Parku Chopina, gdzie po zwiedzeniu małej wystawy związanej z Powstaniem Warszawskim, zanurzyliśmy się w zielonym gąszczu miejscowej Palmiarni. Ogromne wrażenie robi szklany budynek nietypowej konstrukcji oraz zgromadzona w nim tropikalna roślinność i drobne zwierzęta. Na miłośników "hard core'owego" zwiedzania oczekiwały piranie w małej zatoczce, a nasi dzielni pazylowicze odważyli się zrobić zdjęcia na mostku w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Ale zdecydowanie największą atrakcją stał się krzak mimozy, który każdy bez wyjątku nie bacząc na zakazy musiał osobiście zmacać, aby się przekonać, że "mimoza" naprawdę działa :)

Gps214.jpg

Gps215.jpg

Boggie stanął na wysokości ( zadania ) i zakupił jubilatce szałowy "zaczarowany ołówek". W koncu, bez użycia maczet, udało nam się wyrwać z tego tropikalnego buszu ( nie nalezy mylić z byłym prezydentem zaprzyjaźnionego kraju ).

Gps216.jpg

Ruszyliśmy dalej, minęlismy pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego, okazałe budynku Urzędu Miejskiego i Najwyższego Sądu Administracyjnego, willę Oscara Caro, tablicę upamiętniającą spalenie gliwickiej synagogi podczas "Nocy Kryształowej", aż zaułkami Starego Miasta dotarliśmy do zabytkowego kościoła Wszystkich Świętych ( boggie nie śmiał nawet pytać, ilu tych "wszystkich" jest ). Na Rynku obowiązkowo uwieczniliśmy się przed fontanną Neptuna koło ratusza. A pobliska "kobieta z dzbanem", występująca w jednej z zagadek, tym razem nas oszczędziła i nie zepsuła nam pięknej słonecznej aury. Umęczeni spacerem przysiedliśmy pod parasolami na Rynku, bowiem upał wymusił na nas uzupełnienie płynów w organizmach :)

Gps217.jpg

Gps224.jpg

Zregenerowani wróciliśmy do "Varvary" w celu dalszej degustacji potraw kuchni naszych wschodnich sąsiadów. I w tej miłej, słowiańskiej atmosferze, pierwszy dzień GPS'u dobiegł końca. Boggie tradycyjnie udał się na spoczynek do przytulnego Hotelu Garnizonowego, gdzie w spokoju całą noc kontemplował pozyskane tipy. Pozostali zamiejscowi doszli do wniosku, że "cel uświęca środki" i ruszyli na poszukiwania wszelkich możliwych środków transportu.

Gps218.jpg

Następnego, oczywiście słonecznego dnia, silna dwuosobowa ekipa ( czyli boggie i kayra ) ruszyła samochodem na zwiedzanie Gliwic. Najpierw udaliśmy się w kierunku tzw. "Nowych Gliwic", gdzie prezentowana była dość kontrowersyjna wystawa "Ludzie z żelaza".

Gps221.jpg

Zapoznawszy się szczegółowo z anatomią męską ( dyskryminacja - żadnej kobiety nie było ), nieco okrężną drogą wróciliśmy do centrum w okolice Zamku Piastowskiego, w którym mieści się Muzeum. Ledwo przekroczyliśmy próg zamku, zostaliśmy zaatakowani przez ... mamuta. W muzeum zgromadzono bogate zbiory najrozmaitszych pamiątek dokumentujących lata dawnej świetności Górnego Śląska. Na boggiem duże wrażenie zrobił wystrój wnętrz typowego domu śląskiego ( kuchni, pokoju i sypialni ) i wszystkich gorąco zachęca do zwiedzania.

Gps222.jpg

Gps223.jpg

Wzbogaceni wiedzą o historii Górnego Śląska udaliśmy się na Rynek, aby delektować się pyszną kawą w spokojne, niedzielne przedpołudnie. Głód jednak pogonił nas w jedynym słusznym kierunku, ale ku naszemu zdziwieniu odbiliśmy się od drzwi "Varvary". Udaliśmy się na poszukiwania innego lokalu obiadowego i tak trafiliśmy do "Restauracji Kolonialnej" serwującej potrawy kuchni całego świata. Boggie, jako szczególny znawca tematu, wnikliwie i dokładnie smakował "czulent", który po degustacji poleca :) Zdaniem kelnerki, szefowa tej restauracji, nauki gotowania tej potrawy pobierała w Izraelu. Po sutym obiedzie oficjalnie zakończyliśmy "GPS bis" pełni nadziei, że już za dwa miesiące czeka nas "Cieszyńskie OSP".

Więcej zdjęć na stronie.

Relacja by boggie1955 (z "drobnymi" korektami kayry)